Gdy rana nie krwawi...o trudności w dostrzeganiu cierpienia psychicznego
Zwykle wiemy, co robić, gdy ktoś skręci kostkę, zachoruje na grypę lub trafi do szpitala po wypadku. Współczucie, opiekuńczość i gotowość do pomocy przychodzą naturalnie. Inaczej bywa, gdy cierpienie dotyczy psychiki. Choć współczesna nauka jasno pokazuje, że ból psychiczny jest równie realny jak fizyczny, osoby zmagające się z zaburzeniami lub chorobami psychicznymi nadal często spotykają się z niezrozumieniem, dystansem, a nawet odrzuceniem.
Dlaczego tak trudno nam zobaczyć i zrozumieć cierpienie, które „nie krwawi”?
Skąd bierze się społeczna niechęć do psychicznej słabości, skoro wszyscy – prędzej czy później – doświadczamy lęku, smutku, rozpaczy a nawet dezorientacji?
Cierpienie cielesne można zobaczyć. Gips, blizna, szpitalne łóżko – to sygnały, które nie budzą wątpliwości. Choroby somatyczne mają swoje protokoły postępowania: badania, diagnozy, leki, zalecenia. Dają wrażenie kontroli, a także usprawiedliwienia – skoro ktoś „naprawdę jest chory”, zasługuje na pomoc.
Psychiczne cierpienie często takiego przywileju nie ma. Jego objawy bywają subtelne, zmienne, trudne do uchwycenia – raz są widoczne, innym razem skryte pod pozorem normalności. Nie daje poczucia przewidywalności, a często odbierane jest jako coś „niezrozumiałego” lub „niepojętego”. W efekcie, zamiast empatii, pojawia się ocena. Zamiast wsparcia – dystans.
Wielu ludzi nieświadomie odczuwa lęk wobec osób w kryzysie psychicznym. W zbiorowej wyobraźni nadal pokutują obrazy „szaleńca”, „nieobliczalnej osoby”, „zagrożenia dla otoczenia”. To efekt kulturowych stereotypów, utrwalanych przez media, język i historię. Osoby z diagnozami bywają etykietowane jako „niezrównoważone”, „nienormalne” – i tym samym wykluczane.
Ten mechanizm psychologiczny ma nazwę: projekcja. To, co trudne do przyjęcia w nas samych – słabość, chaos, lęk, zależność – łatwiej przerzucić na innych. Gdy ktoś choruje psychicznie lub jest w kryzysie psychicznym przypomina nam o tym, co sami wypieramy: że ludzkie życie nie zawsze jest pod kontrolą, że równowaga psychiczna może być krucha.
Od najmłodszych lat uczymy się, jak opatrywać rany na ciele – ale nikt nas nie uczy, co robić z ranami w psychice. Wciąż zbyt mało ludzi potrafi rozpoznać objawy depresji, zaburzeń lękowych, traumy czy wypalenia. Jeszcze mniej potrafi o tym mówić. Brakuje nam języka – a bez języka trudno o empatię. To, czego nie umiemy nazwać, budzi niepewność. A niepewność rodzi unikanie, obojętność lub reakcję obronną.
Cierpienie psychiczne domaga się obecności I uważności. Ale tego nie uczymy się w szkole, byc może nie uczymy się tego w domu ani w większości miejsc pracy.
Współczesna kultura premiuje niezależność, produktywność, optymizm i zaradność. W tym obrazie nie ma miejsca na załamanie, bezradność, regres. Kryzys psychiczny burzy porządek – pokazuje, że człowiek może się „rozsypać”, stracić grunt pod nogami. Taka sytuacja wywołuje w otoczeniu dyskomfort. Zamiast więc przyjąć osobę w jej autentycznym doświadczeniu, łatwiej ją zaklasyfikować jako „problem”, „obciążenie” albo „dziwność”.
Normalność staje się wtedy nie tyle opisem rzeczywistości, co narzędziem wykluczenia.
Uznanie cierpienia psychicznego wymaga odwagi. Trzeba wyjść poza automatyzm myślenia, poza kulturowe przekonania i osobiste lęki. Trzeba spojrzeć na drugiego człowieka z gotowością towarzyszenia mu – nawet wtedy, gdy nie wiemy, co powiedzieć.
Empatia nie wymaga wykształcenia medycznego. Wymaga obecności. Życzliwego milczenia. Kontaktowego spojrzenia. Autentycznego zainteresowania. Tak jak w przypadku bólu ciała – pierwszym krokiem nie jest „naprawa”, lecz zauważenie i uznanie: „Widzę, że cierpisz. Jestem przy tobie.”
Cierpienie psychiczne nie zawsze krzyczy. Czasem milczy, ukrywa się za uśmiechem, za punktualnym przychodzeniem do pracy, za słowami „wszystko w porządku”. Ale to, że czegoś nie widać – nie znaczy, że tego nie ma. Rana, która nie krwawi, również boli. A człowiek w psychicznym kryzysie potrzebuje dokładnie tego samego, co ten ze złamaną nogą: ciepła, obecności i przekonania, że nie jest sam.
Być może największą lekcją, jaką przynosi zrozumienie cierpienia psychicznego, jest uznanie wspólnej ludzkiej kruchości. Jesteśmy istotami emocjonalnymi, duchowymi i społecznymi. Nasza psychika – tak jak ciało – może potrzebować leczenia, odpoczynku, troski i akceptacji. Im bardziej nauczymy się widzieć drugiego człowieka w jego pełni, tym mniej będzie wykluczenia, a więcej współczucia.